Temat: <- prawo wszystkiego ->


| Ja zakręciłem wszechswiat w sferę.
| Wtedy nie ma końca i jakby odpada problem TABU oraz oo.
| Niestety nie odpada. :o( albowiem nie da sie zakręcić wszystkiego
| w sferę, jeśli wszystko jest nieskończone. W sferę możesz zakręcić
| to, co jest skończone,

| Możeszbrat parę razy nawijać na siebie, a nawet w nieskończoność.
| Uparłeś się raz nawinąć i już?

Nie, ale zdaje się Ty nawinąłeś nieskończoną nitkę
i nawet zawiązałeś jej koniec na supełek, tak ?


Tak możesz też nawinąć przestrzeń 3D. A nawet zawiązać ją na supeł.


| ale wtedy powzostaje TABU na zewnątrz,
| albowiem skończone zawsze posiada jakieś zewnątrz.

| Po nawinięciu nadal jeswt nieskończone,

Po nawinięciu ? No jak coś nawinąłeś do końca,
to  raczej nie może być nieskończone...


A kto zakazał nieskończone nawijać?


| choć nie ukrywam - ograniczone.
| Rzeczywiście pozostaje zewnątrze. Ale nie powala mnie ono na kolana.
| Zewnętrzne to pustka. Nieosiągalna z wnętrza.
| Wolę to niż wypychanie pustki cyckami krasnalutka.

To pustka dokoła wszechświata też jest skończona ?


PUSTKA = NIC. Jak nic może być skończone albo nieskończone?


Rozumiem, że Ty brat bez końców nie możesz, tak ? :o)


Daje sobie radę. Pokaż mi na sferze koniec to pogadamy.


|  | Mam wrażenie że jestem zawsze - bez początku i bez końca.
| | Zaczynasz widzę jak brat AW...
| Znam go z widzenia. Swój brat.
| Ale ad rem - skąd wiesz, ze się urodziłeś?
| Mamunia ci powiedziała i wierzysz?
| Sie zaczyna logika AW...
| Nie tylko mamunia, brat...
| Poza tym nie pamiętam choćby II wojny światowej.
| Czyżbym miał jedynie zaniki pamięci ?
| A co z dowodem osobistym ?
| Sie pomylili w urzędzie miasta ?
| A miasto od kiedy istnieje, też od zawsze ?
| Kuna, bardzo ciekawe...

| No właśnie....
| Do stwierdzenia swojego początku i końca potrzebujesz zewnętrza.
| Albowiem z własnego wnętrza tego nie wykoncypujesz.

Ok., i co z tego ?
Jeśli jestem nieskończony, to nie ma żadnego zewnętrza, a przynajmniej
nie mogę na takie cuś trafić, i wtedy mogę żyć złudzeniami, bo jak już
trafię
na jakiś koniec, to jest koniec, tak ?


No więc jak badasz swoje wnętrze, to nie możesz się dopatrzyć początku swojego
istnienia. Końca też chyba nie obejrzysz, ani nie pomacasz. A masz zewnętrze,
na podstawie którego wnioskujesz, ze musiałeś mieć poczęcie i będziesz musiał
mieć efektowne zejście w zaświaty.

Daj mi zewnętrze, a powiem ci jaki był początek Wszechświata.


| | Tak czy owak mamy dwie możliwości:
| | a) wszechświat jest skończony i powstał z niczego
| | b) wszechświat jest nieskończony i wieczny, i nie musiał powstawać
| A dlaczego odrzucasz z założenia
| c) wszechświat jest skończony przestrzennie i wieczny czasowo.
| Bo skończone nie może być wieczne, skoro ma początek i koniec.

| No to trudno.

A co być chciał, żeby coś z początkiem i końcem mogło być wieczne ?
Ok., załóżmy, że początek fizyczny nie jest tożsamy z początkiem w
czasie
i że w związku z tym objekt skończony może być wieczny.


A dlaczego skończony kawałek druta nie mógłby być wieczny? Przecież ma
początek i koniec.


Słyszałeś o czymś o takim ?


Słyszałem.
Idee Lenina są wiecznie żywe.
Ostatnio trochę się schorowały, ale przetrwają.


| d) wszechświat jest nieskończony przestrzennie i ograniczony czasowo.
| I powstał oczywiście z absolutnej pustki ewentualnie z tabU ?

| Jeśli się uprzesz, ze prawo przyczy-skutku działa w odniesieniu do
| Wszechświata jako całości, to musiałby powstać z Pustki.

No już Ci mówiłem, ż eto prawo nie działa
w stosunku do nieskończoności, która nie ma przyczyny
i jest (musi być) wieczna.


A więc jest to prawo z wyjatkiem.
A jak prawo ma wyjatek to je OKD roztłuc.


hej.brat !

<oo___ ~*                    *   - `@'-
( _  )  . _ )
.Menora......................................................................
...........

Tak czy owak mamy dwie możliwości:

a) wszechświat jest skończony i powstał z niczego
b) wszechświat jest nieskończony i wieczny...


lajkonix

Wywietl wicej postw z tematu



Temat: Mała roznica zdan
W dniu wczorajszym mialem taka mala roznice zdan pod jednym z blokow, opisze
w miare krotko cala historie...
Moja kochana mamusia wyslala mnie do znajomej ktora mieszka w bloku aby
podac jej pewna kartke.
Podjechalem pod blok grzecznie zaparkowalem samochod i na sciezce do klatki
spotkalem dwoch miesniakow. Jeden z tych meneli (byli troszke pijani)
najpierw chcial wyrwac ta kartke (co jemu sie nie udalo) nastepnie
powiedzial "dawaj 50 groszy" ten drugi przez caly czas byl cicho (znam go z
widzenia i wiem gdzie mieszka). Ja z lekkim oburzeniem odpowiedzialem ze nie
mam, po czym wyminalem ich i wszedlem do klatki. Zostawilem u znajomej co
mialem zostawic i zszedlem na dol. Na parterze przy wyjsciu stalo tych dwoch
wspomnianych plus jeszcze jakis dwoch ktorych nie znam. Ten ktory wczesniej
zarzadal 50 groszy zagrodzil mi wyjscie stojac w drzwiach i ponowil zadanie
"dawaj 50 groszy" na co ja stanowczo odpowiedzialem nie mam i zaczela sie
lekka szamotanina w czasie ktorej ten cwaniaczek siegnal do kieszeni z
ktorej wystawal moj portfel ale nie udalo mu sie go wyciagnac bo go
odepchnalem. Troszke mnie to zdenerowowalo. Stanalem tylem do wyjscia za
soba mialem dwoch cwaniaczkow i przed soba kolejnych dwoch (tych ktorzy
zadali pieniedzy) i powiedzialem cos takiego "Czy Ty wiesz jak ja sie
nazywam, czy ty wiesz kim ja jestem" jeden z nich wyraznie stonowal ale za
to ten ktory zadal 50 groszy jeszcze bardziej sie zdenerwowal ale tamten
cichy trzymal go za ramie... Jakos udalo mi sie wyjsc z klatki w strone
samochodu ale oni szli caly czas za mna. Ten jeden ktory chcial te slawente
50 groszy wykrzykiwal "zajebe cie, zapierdole cie, zabije cie...".
Wyciagnalem telefon krece 112 wsiadlem do samochodu i czekam az chlopaki
podjada. Ci dwaj pomysleli ze zaraz odjade dlatego schowali sie do klatki
ale zauwarzyli ze nie odjerzdzam totez ten najodwazniejszy wyskoczyl znowu z
klatki i zaczal sypac standardowymi tekstami z rekawa "zajebe cie chuju,
zabije... itp" caly czas tamten drugi go powstrzymywal i trzymal za ramie.
Po jakims czasie chyba kapneli sie ze dzwonilem na 112 i uciekli. Podjechali
niebiescy poszukalismy ich troche ale wcielo ich na dobre. Panowie z patrolu
zapytali sie co chce z tym zrobic, na co ja odpowiedzialem ze chce wniesc
oskarzenie. Podjechalem na komende porozmawialem z dyzurnym i mam w
poniedzialek zlozyc zeznania. Koniec

Teraz przosze odpowiedzcie mi czy to byly grozby karalne i wymuszenie
rozbojnicze ? bo byc moze sie myle. jesli to nie bylo to to pod co to
podlega ? i ile za to moze posiedziec ten najwiekszy twardziel ?
Jestem zdeterminowany zeby doprowadzic sprawe do konca wiec niech sceptycy
nic nie pisza. Nie bede poblazal takim zachowaniom, a i jeszce jedno co mam
mowic w poniedzialek na komendzie ?

Wywietl wicej postw z tematu



Temat: Mała roznica zdan

W dniu wczorajszym mialem taka mala roznice zdan pod jednym z blokow,
opisze
w miare krotko cala historie...
Moja kochana mamusia wyslala mnie do znajomej ktora mieszka w bloku aby
podac jej pewna kartke.
Podjechalem pod blok grzecznie zaparkowalem samochod i na sciezce do
klatki
spotkalem dwoch miesniakow. Jeden z tych meneli (byli troszke pijani)
najpierw chcial wyrwac ta kartke (co jemu sie nie udalo) nastepnie
powiedzial "dawaj 50 groszy" ten drugi przez caly czas byl cicho (znam go
z
widzenia i wiem gdzie mieszka). Ja z lekkim oburzeniem odpowiedzialem ze
nie
mam, po czym wyminalem ich i wszedlem do klatki. Zostawilem u znajomej co
mialem zostawic i zszedlem na dol. Na parterze przy wyjsciu stalo tych
dwoch
wspomnianych plus jeszcze jakis dwoch ktorych nie znam. Ten ktory
wczesniej
zarzadal 50 groszy zagrodzil mi wyjscie stojac w drzwiach i ponowil
zadanie
"dawaj 50 groszy" na co ja stanowczo odpowiedzialem nie mam i zaczela sie
lekka szamotanina w czasie ktorej ten cwaniaczek siegnal do kieszeni z
ktorej wystawal moj portfel ale nie udalo mu sie go wyciagnac bo go
odepchnalem. Troszke mnie to zdenerowowalo. Stanalem tylem do wyjscia za
soba mialem dwoch cwaniaczkow i przed soba kolejnych dwoch (tych ktorzy
zadali pieniedzy) i powiedzialem cos takiego "Czy Ty wiesz jak ja sie
nazywam, czy ty wiesz kim ja jestem" jeden z nich wyraznie stonowal ale za
to ten ktory zadal 50 groszy jeszcze bardziej sie zdenerwowal ale tamten
cichy trzymal go za ramie... Jakos udalo mi sie wyjsc z klatki w strone
samochodu ale oni szli caly czas za mna. Ten jeden ktory chcial te
slawente
50 groszy wykrzykiwal "zajebe cie, zapierdole cie, zabije cie...".
Wyciagnalem telefon krece 112 wsiadlem do samochodu i czekam az chlopaki
podjada. Ci dwaj pomysleli ze zaraz odjade dlatego schowali sie do klatki
ale zauwarzyli ze nie odjerzdzam totez ten najodwazniejszy wyskoczyl znowu
z
klatki i zaczal sypac standardowymi tekstami z rekawa "zajebe cie chuju,
zabije... itp" caly czas tamten drugi go powstrzymywal i trzymal za ramie.
Po jakims czasie chyba kapneli sie ze dzwonilem na 112 i uciekli.
Podjechali
niebiescy poszukalismy ich troche ale wcielo ich na dobre. Panowie z
patrolu
zapytali sie co chce z tym zrobic, na co ja odpowiedzialem ze chce wniesc
oskarzenie. Podjechalem na komende porozmawialem z dyzurnym i mam w
poniedzialek zlozyc zeznania. Koniec

Teraz przosze odpowiedzcie mi czy to byly grozby karalne i wymuszenie
rozbojnicze ? bo byc moze sie myle. jesli to nie bylo to to pod co to
podlega ? i ile za to moze posiedziec ten najwiekszy twardziel ?
Jestem zdeterminowany zeby doprowadzic sprawe do konca wiec niech sceptycy
nic nie pisza. Nie bede poblazal takim zachowaniom, a i jeszce jedno co
mam
mowic w poniedzialek na komendzie ?

280 kk

Wywietl wicej postw z tematu



Temat: Jako Polka w pełni solidaryzuję się z Michnikiem.
Jako Polka w pełni solidaryzuję się z Michnikiem.
... piszę w kontekście wypowiedzi redaktora z 2003 roku odnośnie "polskiej
okupacji" Zachodniej Ukrainy wygrzebanej nie wiedzieć czemu akurat teraz
przez uczennice (?).
Z Michnikiem różni mnie życiorys (on był opozycjonistą, ja do 1989 roku
popierałam, oczywiście nie bez zastrzeżeń, PRL - inna też była nasza pozycja
społeczna w tamtej "gorszej Polsce").
Paradoksalnie, nie wywodzę się z rodziny związanej z KPZU (jak Michnik i
Łuczywo), ale z lewicującej inteligencji, która w II RP orbitowała pomiędzy
Piłsudskim (do 1930 r.), Centrolewem czy Stronnictwem Demokratycznym (po 1937
r.). Byliśmy nastawieni antyradziecko, ale nie do tego stopnia, by ulegać np.
makabrycznym opowieściom na temat głodu na Ukrainie (wtedy mało kto w nie
wierzył) czy opowiadać się za ideą prometeizmu (choć w 1920 r. ojciec poparł
sojusz z Ukrainą).
Poczęcie (?) i narodzenie się w Galicji Wschodniej (Stanisławów, ob. Iwano-
Frankiwśk) daje mi szczególne prawo, by wypowiadać się na temat stosunków
polsko-ukraińskich, które (obawiam się, że w przeciwieństwie do uczennic)
znam.

Z punktu widzenia prawa międzynarodowego Michnik jest w błędzie. To
oczywiste: włączenie Zachodniej Ukrainy do RP w 1920 r. miało sankcję prawną
ze strony USRR i RFSRR (traktat ryski), jak i wielkich mocarstw (decyzja o
uznaniu granic II RP z wiosny 1923 roku).
Wypowiedź Michnika nie ma jednak na celu polemizowanie ze stanem prawnym
(jako wybitny historyk świetnie go zna), ale stwierdzenie prozaicznego faktu,
że włączenie ogromnych połaci ziem (Ruś Czerwona, Pokucie, Podole, Wołyń,
Chełmszczyzna, Podlasie, Bieszczady) zamieszkanych w 60-80% przez Ukraińców
dokonało się wbrew woli tamtejszej ludności.
Chodzi też o coś więcej: rozprawienie się przez II RP z ZURL (Zachidno-
Ukraińśka Republika Lidowa) w 1919 roku pozbawiło Ukraińców szans na
zbudowanie własnego państwa - Ukraina Petlury "URL" była bowiem za słaba, by
oprzeć się armii czerwonej i w konsekwencji (m.in. na skutek zdrady Polski)
włączona została w obręb ZSRR (w dużej mierze z korzyścią dla siebie).

Polska nie wywiązała się (wbrew obietnicom poczynionym przez Sikorskiego) ze
stworzenia autonomicznej prowincji ukraińskiej (bo chyba nawet nie było z
czego kroić: Lwów musiał pozostać po stronie polskiej). Mało tego!
Nie utworzono uniwersytetu ukraińskiego (namiastną był Instytut Ukraiński...
w Warszawie), w szkołach nachalnie promowano nauczanie dwujęzyzcne (albo
wogóle czysto polskie), walczono z wyznaniem grekokatolickim (słynny "kordon
Sokala"), nie szczędząc upokorzeń prawosławnym (palenie i niszczenie cerkwi
na Chełmszczyźnie w 1938 r.)

Polacy nie potrafili (?) wykorzystać nawet tak prostego faktu, że ujawnione
zbrodnie i przekręty nowego kierownictwa radzieckiego automatycznie zblizały
mniejszość ku państwu polskiemu (wczesniej każdy na Hałyczynie śnił o
włączeniu w skład USRR: stąd tylu aktywistów KPZU, np. ojciec red. GW) - po
1935 roku bezmyślnie przykręcono tylko śrubę mniejszościom.

(CDN)
Wywietl wicej postw z tematu



Strona 4 z 4 • Znaleziono 255 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Znamy się tylko z widzenia
Wywietlono wypowiedzi znalezione dla frazy: Znamy się tylko z widzenia